08 / 02 / 2024

Zmienia się podejście do atomu – chcemy energii czystej i bezpieczeństwa dostaw

O energii jądrowej rozmawiamy w Polsce od dekad. Były nawet przymiarki i konkretne działania w tym kierunku, ale efekt jaki jest wszyscy wiemy – nie doczekaliśmy się żadnej elektrowni i teraz ma być ich kilka na raz. Słyszymy przy tym o małym atomie i dużym atomie, co budzi pewnego rodzaju znak zapytania: O co tak naprawdę chodzi?

Na jakim etapie drogi do polskiej elektrowni atomowej właściwie jesteśmy? O tym rozmawiamy z Pawłem Gajdą, który na co dzień pracuje w Katedrze Zrównoważonego Rozwoju Energetycznego na Wydziale Energetyki i Paliw Akademii Górniczo-Hutniczej im. St. Staszica w Krakowie.

PODCAST ROZSZCZEPIENIE – wysłuchaj całej rozmowy na Spotify lub na YouTube lub przeczytaj poniżej…

To bardzo dobre pytanie, bo osoby słyszące ten pewnego rodzaju szum medialny wokół atomu mogą się tutaj troszeczkę gubić. Jeśli popatrzymy sobie na to, ile takich projektów różnego rodzaju deklarują się w mediach to faktycznie może to powodować pewnego rodzaju zamieszanie i myślenie na zasadzie: ,,A może zacznijmy od jednej elektrowni, a potem będziemy realizować kilka na raz”. Natomiast to wynika z tego, że duża część polskiego przemysłu doszła do bardzo ważnego wniosku, że konieczna jest dekarbonizacja, a atom jako stabilne, pracujące niezależnie od warunków pogodowych źródło energii  – i co ważne bez emisyjne, czyli przyjazne klimatowi – jest w Polsce potrzebne krajowi jako całości. Potencjalni inwestorzy widzą potrzebę z własnej perspektywy, dlatego rozważają i szukają możliwości inwestycji w atom, z czego wynika mnogość projektów atomowych. Oczywiście jesteśmy na stosunkowo wstępnym etapie drogi w kierunku atomu, bo ta droga składa się od strony formalnej z całego szeregu koniecznych do uzyskania zgód, zezwoleń. W Polsce mamy już odpowiednie przepisy – kilka lat temu uchwalone w związku z wprowadzeniem energetyki jądrowej. Kilka inwestycji ma wydane decyzje zasadnicze, czyli pierwsze do uzyskania zezwolenie na całej ścieżce zezwoleń, natomiast jakiekolwiek dalsze decyzje ma tylko jedna inwestycja – pierwsza elektrownia jądrowa w ramach programu rządowego Polskiej Energetyki Jądrowej, która ma mieścić się w Lubiatowie-Kopalinie – tam zostały w ostatnich latach przeprowadzone odpowiednie badania środowiskowe oraz lokalizacyjne, które uzyskały zezwolenia. Natomiast to przyszłość pokaże, ile z tych inwestycji faktycznie uda się zrealizować. Jeśli posłuchamy deklaracji medialnych, w których jest mowa o stu reaktorach w Polsce – możemy wprost powiedzieć, że tyle ich na pewno nie powstanie. To, co możemy z dużą dozą pewności powiedzieć to to, że Polska będzie potrzebowała do dekarbonizacji łącznie kilkunastu gigawatów mocy zainstalowanej w atomie. Należy pamiętać o tym, że proces przygotowania inwestycji, czyli uzyskanie odpowiednich zgód, potwierdzenia że miejsce, które wybraliśmy jest odpowiednie – to są procesy, które trwają stosunkowo długo. Dla tej jednej inwestycji już można powiedzieć, że zbliżamy się do połowy prac przygotowawczych, do właściwego rozpoczęcia budowy, jednak w pozostałych przypadkach jesteśmy dopiero na początku tej ścieżki.

Skoro mówimy tylko o tej jednej elektrowni, to dlaczego jest ta cała dyskusja na temat tych mniejszych – te sto reaktorów o których Pan wspomniał przed chwilą budzi dosyć spory strach.

Ja bym powiedział, że budzi to pewnego rodzaju niedowierzanie. Taka doza zdrowego sceptycyzmu jest tutaj oczywiście odpowiednia. To normalne, że trzeba zacząć od pierwszej elektrowni, więc pierwsze prace przygotowawcze tej budowy będą najbardziej zaawansowane. Docelowo takich elektrowni Polska będzie posiadać kilka – w zależności od tego jakie docelowo będą technologie w kolejnych elektrowniach, to ilość reaktorów może się nieco różnić. Pamiętajmy o tym, że przygotowanie inwestycji w atom, sprawdzenie jej pod każdym kątem, uzyskiwanie odpowiednich zgód  – to jest proces który trwa –  więc jeśli chcemy, żeby kolejne reaktory powstawały w drugiej połowie lat 30, na początku lat 40 to prace przygotowawcze musimy zacząć już dziś. Chociaż oczywiście będzie weryfikowane to, które z inwestycji dzisiaj deklarowanych ostatecznie ruszą, ale dobrze, że to zainteresowanie jest duże – sprawia pewnego rodzaju większe pole wyboru tego, które inwestycje ostatecznie zdecydujemy się zrealizować.

Widać taki trend, że rośnie poparcie dla energii jądrowej i jeżeli obecne zobowiązania rządzących zostaną zrealizowane  – i nie mówię tylko o naszym kraju, ale globalnie – to w najbliższej dekadzie na całym świecie powstaną setki nowych reaktorów i kluczowe stało się zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego. Jednak obiekcji społecznych jest wciąż ogrom, dotyczą one głównie bezpieczeństwa związanego z funkcjonowaniem i potencjalnymi awariami jakie mogą nastąpić. Tu pojawia się kolejne pytanie: Jak funkcjonują  współczesne elektrownie i czym różnią się od tych niesławnych reaktorów RBMK, które zresztą wciąż jeszcze pracują?

Jest istotne by pamiętać, że nawet reaktory RBMK po modernizacji są bezpieczniejsze niż te, które pracowały w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Obecnie posiadają cechy, które zbliżają je do poziomu bezpieczeństwa wymaganego współcześnie na zachodzie. Na Zachodzie głównie budowano reaktory lekkowodne z inherentnymi cechami bezpieczeństwa, lepszymi niż RBMK. Nawet przy uwzględnieniu historycznych danych, pamiętajmy, że reaktory, które dziś przechodzą na emeryturę lub zostały wyłączone, wskazują, iż energetyka jądrowa to jeden z najbezpieczniejszych rodzajów energii. Przeliczając skutki głośnych, ale rzadkich awarii, bezpieczeństwo energetyki jądrowej na jednostkę produkowanej energii jest bardzo porównywalne do bezpieczeństwa odnawialnych źródeł energii, a w zasadzie wszystkie te źródła są znacznie bezpieczniejsze od stosowania paliw kopalnych. Przypadki związane z górnictwem były bardziej powszechne, ale kwestia atomu budzi większe zainteresowanie, być może ze względu na ich rzadkość i nietypowość. To podobnie jak większa uwaga mediów na wypadki lotnicze niż drogowe, choć latanie jest statystycznie bezpieczniejsze. Tutaj mamy podobny mechanizm percepcji. Niezbędne jest podkreślenie, że obecnie budowane reaktory opierają się na dziesiątkach lat doświadczeń zdobytych z eksploatacji starszych modeli, które teraz przechodzą na emeryturę. Te działające obecnie stanowią drugą generację reaktorów, natomiast te, które są obecnie konstruowane, należą do trzeciej generacji, a nawet do kategorii ,,trzeciej plus”, gdzie w projektowaniu wyciągnięto wnioski z doświadczeń poprzednich. Ogólna zasada działania pozostaje podobna, lecz dodano nowe systemy zwiększające bezpieczeństwo. To można porównać do rozwoju samochodów osobowych od lat 70-tych do dziś. Podstawowe zasady są podobne, ale ilość i jakość systemów bezpieczeństwa, jak ABS, poduszki powietrzne, czy lepsza konstrukcja, znacząco wzrosły. Podobnie, w nowych reaktorach, mimo że ogólna zasada działania pozostała zbliżona do tych sprzed 40-50 lat, to liczba i zaawansowanie systemów bezpieczeństwa znacznie wzrosły, co pozwoliło na istotne zwiększenie już wysokiego poziomu bezpieczeństwa energetyki jądrowej.

Wypadki związane z awariami w elektrowniach jądrowych są bardziej spektakularne i mają większy impact na większą liczbę ludzi, niż tylko na tych, którzy mieszkają na bardzo wąskim obszarze wokół danej inwestycji.

Natomiast co jest interesujące, jeśli mówimy o poważnych skutkach, to nawet w tych większych katastrofach, one nie były takie, jak to często jest przedstawiane w powszechnej świadomości. Wynikać to może z wielu rzeczy, gdzie strach był jeszcze w czasach zimnej wojny bardzo mocno zakorzeniony przez wojnę jądrową i jej potencjalnymi skutkami. To powodowało to, że ten temat energetyki jądrowej mocno niesłusznie się sklejał. Natomiast wydaje się, że najistotniejsze jest to, że uwaga medialna wynika z jednej strony właśnie z tego mocnego skojarzenia – atom budzi silne emocje, ale też bardzo istotna jest rzadkość tego zjawiska. Często słyszymy doniesienia medialne o zdarzeniach w elektrowniach, które w zasadzie nie mają żadnych istotnych skutków, ale budzą zainteresowanie. Natomiast do regularnie dziejących się wokół nas zdarzeń z istotniejszymi skutkami przyzwyczajamy się, nie budzą one emocji. Ale to też prowadzi do ważnej rzeczy: jeśli chcemy realizować inwestycje w energetyce jądrowej, ważne są działania związane z edukacją, spokojnym tłumaczeniem, jak to działa i dlaczego jest bezpieczne, aby rozwiewać obawy ludzi. Krótko mówiąc, fakty i nauka są zdecydowanie po stronie atomu.

Zwłaszcza, że bez poparcia społecznego, te inwestycje będą trudniejsze.

Chcę podkreślić, że bez poparcia społecznego takich inwestycji jak energetyka jądrowa nie da się zrealizować. To zresztą obserwujemy w Europie, gdzie w ciągu ostatnich 30 lat niskie poparcie dla atomu powodowało wstrzymywanie inwestycji. Należy pamiętać, że inwestycje w atom to duże przedsięwzięcia, wymagające wsparcia państwa na poziomie organizacyjnym i administracyjnym. Trudno, aby politycy podejmowali decyzje sprzeczne z oczekiwaniami społecznymi. Dlatego rozwój energetyki jądrowej w Europie był przez długi czas hamowany. Obecnie, zwłaszcza po wybuchu wojny w Ukrainie, która uwypukliła znaczenie bezpieczeństwa energetycznego, następuje zmiana podejścia do atomu. Widzimy ruchy w wielu krajach, które wcześniej zastanawiały się nad przyszłością atomu, a teraz deklarują nowe inwestycje w energetykę jądrową. Celem jest posiadanie źródła energii, które z jednej strony jest czyste i korzystne dla klimatu, a z drugiej zapewnia bezpieczeństwo dostaw, co jest bardzo istotne.

Wojna w Ukrainie znacząco zmieniła naszą perspektywę na wiele aspektów związanych z polityką, gospodarką i bezpieczeństwem energetycznym. Już wspomnieliśmy o istniejących przeszkodach, które mogą utrudniać wykorzystanie potencjału energii jądrowej. Na przykład, mówimy o wysokich kosztach kapitałowych, jako że są to inwestycje bardzo drogie. Dodatkowo, istnieją obawy związane z bezpieczeństwem i kwestią odpadów jądrowych, co budzi spore kontrowersje społeczne. Ważne jest więc zastanowienie się nad tym, czego możemy nauczyć się od innych krajów i jak możemy te doświadczenia zastosować na naszym podwórku, aby efektywnie radzić sobie z takimi wyzwaniami.

Doświadczenia z innych krajów uczą nas kilku ważnych rzeczy. Przede wszystkim, konieczna jest realizacja spójnej polityki państwowej, która umożliwi budowę elektrowni jądrowych. Takie programy mogą odnieść sukces, gdy są wspierane przez państwo, niekoniecznie tylko finansowo. Kluczowe jest zapewnienie stabilnego poparcia politycznego, wsparcia administracyjnego i systemu, w którym elektrownia może funkcjonować, włączając kontrolę ze strony regulatora, jakim w Polsce jest Państwowa Agencja Atomistyki. Ważny jest również system badawczo-naukowy wspierający rozwój technologii i sektor edukacyjny dostarczający wykwalifikowaną kadrę. Doświadczenia finansowe są różne. Były kraje, gdzie inwestycje realizowano w sposób komercyjny, a inne, gdzie były one państwowe, jak we Francji przy realizacji planu Messmera. Inwestycje muszą być przynajmniej deklaratywnie wspierane przez państwo, nie mogą być realizowane wbrew niemu. Kluczowa jest też transparentność projektu na każdym etapie, od przygotowania, uzyskiwania zgód, po konsultacje z lokalną społecznością. Dialog ze społecznością, pokazanie benefitów z budowy elektrowni, może zwiększyć poparcie społeczne dla atomu, co ułatwia realizację inwestycji. Ważne jest uświadomienie, że realizacja programu jądrowego to stworzenie systemu, działania systemowe, które muszą pokryć szeroki zakres różnych działań potrzebnych do jego realizacji.

Kwestie związane ze zmianą klimatu i dekarbonizacją są jednymi z kluczowych aspektów dążenia do zrównoważonego rozwoju. Energia jądrowa odgrywa znaczącą rolę w osiąganiu celu neutralności klimatycznej. Jak już Pan wspomniał, jest to jedno z najmniej emisyjnych źródeł energii. Jednak moim zdaniem, mix energetyczny również odgrywa kluczową rolę. Ciekawa jestem, jaki według Pana byłby najbardziej optymalny mix energetyczny obecnie dla Polski i jakie są Pana opinie na ten temat.

Jeśli ktoś zapyta, jak powinien wyglądać docelowy mix energetyczny w roku 2050, to trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to dzisiaj, ponieważ są pewne nieznane, które wówczas będą miały wpływ. Nie wiemy na przykład, jak rozwiną się technologie magazynowania energii, czy to chemiczne, czy wodorowe, a od ich rozwoju może zależeć docelowy mix energetyczny. Na pewno będziemy potrzebować mix’u różnych źródeł, zarówno odnawialnych, jak i atomu, wraz z dodatkiem produkcji biogazu czy biopaliw płynnych. Musimy patrzeć na to systemowo, uwzględniając różne sektory, jak transport czy ogrzewanie. Nie da się dzisiaj jednoznacznie powiedzieć, że optymalny mix to będzie, na przykład, 1/3 atomu, 1/3 wiatru, 1/3 fotowoltaiki. Nie wiemy, ile będzie kosztować budowa elektrowni jądrowej w 2040 roku, ani ile będzie kosztować elektrownia fotowoltaiczna, a tym bardziej nie wiemy, ile będzie kosztować elektroliza. Modele pokazują, że najkorzystniejszym rozwiązaniem jest mix, więc im więcej tych elementów będziemy wykorzystywać, tym lepiej. Powiedziałbym, że kierunek, w którym należy się poruszać, to mniej więcej 1/3 energii z atomu, reszta z OZE, plus możliwości magazynowania energii. Trzeba jednak podchodzić do tego elastycznie, dostosowując udziały procentowe poszczególnych źródeł, aby optymalizować mix. Jest to ważne, ponieważ w kwestii dekarbonizacji jako ludzkość zwiększyliśmy udział niskoemisyjnych źródeł energii elektrycznej z 37% do około 40% w ciągu ostatnich 30 lat. Musimy zrealizować pozostałe 60 punktów procentowych w kolejnych 30 latach, co wymaga równoległych inwestycji we wszystkie możliwe do zastosowania źródła niskoemisyjne. W przypadku atomu, program jądrowy może przynieść duże ilości mocy w krótkim czasie, ale potrzebuje czasu na rozpędzenie, dlatego decyzje muszą być podejmowane już dzisiaj. Jednocześnie inwestujemy w OZE, regulując ostateczny udział. Musimy pamiętać o inwestycjach już teraz, ponieważ nie mamy czasu na pełną dekarbonizację.

To bardzo interesujące, chciałam nawiązać do tego, że zanim elektrownia jądrowa zacznie dostarczać nam energii, musi się ,,rozbujać”, co zajmuje czas i kosztuje pieniądze. Spotkałam sceptyków, którzy twierdzą, że lepiej te pieniądze zainwestować w OZE, niż ,,pakować” je w atom, skoro ten przyniesie tylko jedną trzecią tego, czego potrzebujemy.

Z drugiej strony, musimy mieć na uwadze docelowy system, w którym źródła energii mogące produkować stabilną, niskoemisyjną energię będą po prostu potrzebne. Dlatego te inwestycje muszą być rozpoczynane teraz, ponieważ jeśli skupimy się wyłącznie na zmiennych źródłach odnawialnych, takich jak wiatr i fotowoltaika, możemy doprowadzić do sytuacji, gdzie redukcja emisji w pierwszych latach może być nieco szybsza, aczkolwiek tylko nieco. Nie oznacza to, że stawiając na atom, zaniedbamy inwestycje w OZE. Kluczowe jest, że stawiając wyłącznie na zmienne OZE, integracja każdego kolejnego 10% udziału OZE w systemie staje się coraz trudniejsza. Możemy dojść do momentu, gdy będziemy budować kolejne źródła odnawialne, które będą produkować więcej energii, ale tylko wtedy, gdy jej nadmiar istnieje, a w momencie jej braku, nadal będzie jej brakować. Dlatego musimy inwestować w źródła, które mogą pracować stabilnie. W polskim kontekście jest to atom, i nie możemy z tym czekać. Zostawiając atom na później, możemy dojść do sytuacji, gdzie mamy już kilkudziesięcioprocentowy udział OZE, który trudno będzie zwiększyć. Gdy wtedy zdecydujemy się na atom, będzie już za późno. Musimy zacząć te inwestycje już teraz, aby atom w latach 30-tych był stopniowo przyłączany do sieci.

Czy jest to realna sytuacja? Ponieważ natrafiłam na informację, że jesteśmy trochę opóźnieni w tym projekcie atomowym. W związku z tym, założony rok 2033, jeśli dobrze pamiętam, jest zagrożony.

Tak, rok 2033, w kontekście projektu energetyki jądrowej, jest już trudny do dotrzymania. Jednakże, to opóźnienie nie oznacza, że termin przesuwa się aż do 2040 roku, jak można usłyszeć w niektórych alarmistycznych tezach. Nadal mówimy o możliwości uruchomienia pierwszej elektrowni jądrowej w okolicach połowy lat 30. Ważne jest jednak, że w porównaniu z obecnymi oficjalnymi planami, możemy przyspieszyć kolejne inwestycje w stosunku do proponowanego harmonogramu. Według programu polskiej energetyki jądrowej, uruchomienie pierwszego bloku w drugiej elektrowni planowano na rok 2039. Możemy to jednak zrealizować wcześniej, jeśli prace przygotowawcze dla drugiej elektrowni ruszą szybciej. Dodając do tego potencjalne inne inwestycje od różnych inwestorów, możemy mieć sytuację, w której, mimo przesunięcia pierwszej elektrowni, sumarycznie w stosunku do programu wyjdziemy na plus. Chodzi o to, że nie jest to wyścig o to, kiedy pojawi się pierwszy prąd z elektrowni jądrowej w systemie, ani o to, kiedy wyłączymy ostatnią elektrownię węglową. Często w dyskusji pojawia się pytanie o odejście od węgla, ale warto zastanowić się, czy zastąpienie go gazem jest sensowne, ponieważ gaz również jest paliwem kopalnym. Kluczowe pytanie brzmi: ile jeszcze chcemy emitować do osiągnięcia neutralności klimatycznej? Nawet opóźnienie pierwszej elektrowni jądrowej, jeśli nadrobimy to z kolejnymi blokami, może przynieść pozytywne efekty.

Czyli, mówiąc jednym słowem, powinniśmy działać wielotorowo i nie ograniczać się tylko do OZE, ale podchodzić do tego bardzo holistycznie.

Zdecydowanie tak, musimy pamiętać, że dekarbonizacja systemu elektroenergetycznego, a w praktyce nie tylko tego, lecz także innych sektorów gospodarki, będzie polegała w dużej mierze na elektryfikacji. Oznacza to obciążenie dla systemu elektroenergetycznego, ale jest to kluczowe dla procesu dekarbonizacji. Wymaga to inwestycji z jednej strony w moce wytwórcze, takie jak atom czy OZE, ale również inwestycji w sieci przesyłowe i dystrybucyjne. Jeśli chcemy, aby więcej energii, zwłaszcza z OZE, prosumenckiej, mogło być przyłączane do sieci, inwestycje w sieci dystrybucyjne są konieczne. Wielotorowe i systemowe myślenie jest tutaj absolutnie potrzebne. Powinniśmy odejść od myślenia, że potrzebujemy więcej tego czy tamtego, jak niestety często bywało w polityce unijnej, gdzie mowa była o udziale energii odnawialnej. Naszym celem jest dekarbonizacja, a udział energetyki odnawialnej jest środkiem do osiągnięcia tego celu, a nie celem samym w sobie. Sztywne skupienie się na tych celach może prowadzić do czasami dziwnych wniosków. Na szczęście widać, że to myślenie się zmienia i zaczyna być rozumiane, że konieczne jest systemowe myślenie i wielotorowe podejście do inwestycji obejmujących cały system. Mamy nadzieję, że właśnie w taki sposób to będzie realizowane.

Dziękuję bardzo za rozmowę oraz poświęcony czas.

Dziękuję.

PODCAST ROZSZCZEPIENIE – wysłuchaj całej rozmowy na Spotify lub na YouTube